Wspięła się na palce i pocałowała go równie głęboko, jak on ją przed chwilą. Włożyła w ten pocałunek całą siebie. Przywarła do Santosa, zagłębiła język w jego ustach, aż przestał panować nad sobą. Podniecała go jak żadna inna dziewczyna. Nie pamiętał już, co wolno, a czego nie, zapomniał ciętych ripost. Liczył się tylko ten jeden, naiwny, nienasycony pocałunek, ciało wtulonej w jego ramiona Glorii. Przełożona przystała po chwili wahania i Hope zwróciła się wprost do Liz: Sytuację komplikowała obecność Bryce'a, która sprawiała, iż jej ciało reagowało w sposób, nad którym nie umiała zapanować. - Mam prawie dwadzieścia cztery lata i chyba już nie jestem dziewicą - stwierdziła, Nie czekając na odpowiedź, podeszła do drzwi. W progu odwróciła się jeszcze i zaproponowała: Gloria pobladła, ale pokręciła głową, jakby chciała zignorować słowa Santosa. Odwróciła szybko wzrok, nadal wzburzona. Byłoby w złym guście gapić się na ptaszysko, mając na sobie jednego z jego krewniaków. - Takie jak ja? - powtórzyła smutnym głosem. - Bogate i zepsute? Wyprostowała się. Danny nie zrobił przecież nic złego, jego babcia tym bardziej. Mama to zrozumie i przyjmie biedną gospodynię z powrotem. Nie może jej przecież karać za błędy własnej córki. Trzeba tylko zdobyć się na odwagę i powiedzieć mamie prawdę. Wyjadę do Yorkshire albo jeszcze dalej od głupich londyńskich plotek. — Ten wielki, czarny. Stoi na wystawie. Ma cztery ra- - Nie mam ci tego za złe - oznajmiła. - Ani trochę. - Przyglądałeś mi się.
— Nianiu, co się dzieje? - A więc porzuciłaś rodzeństwo, by zostać szpiegiem. Manipulowałaś ludźmi, mną również - stwierdził z obrzydzeniem. Liz spojrzała z przerażeniem na nieoczekiwanego gościa, potem na siostrę Margueritę. Wyciągnęła drżącą dłoń, w której trzymała zieloną kartkę oznaczającą wezwanie na dywanik, wręczoną jej przed chwilą przez dyżurną.
Malcolm, znany w mieście obibok, któremu zawsze przydarzało się jakieś Tak głęboko pogrążyła się w rozważaniach, że nie usły¬szała zbliżających się kroków. Raptem poczuła obejmujące ją w talii ręce i ujrzała twarz Marka Baverstocka, po¬chylającego się nad nią z zamiarem pocałunku. Hartmana.
świat się zawalił. Oriana wyciągnęła niedbale dwa palce w stronę Clemency, po czym natychmiast powróciła do rozmowy z Adelą. - Mam nadzieję, Ŝe pod koniec przyszłego tygodnia. W tym semestrze
Robert westchnął. - Naprawdę? Za co? powstrzymuje przed wyjściem za mnie za mąż? Klara omal się nie uśmiechnęła. nawet nie udawała, że jest niepocieszona, ale przynajmniej życzyła jej powodzenia w jej dłoni. - Nie jesteś! Jesteś najwspanialsza na świecie! - Głos uwiązł mu w gardle, dopiero po chwili mógł mówić dalej. - Nie wstydzę się ciebie. Wściekam się, bo wiem, jak tego nienawidzisz. Zawsze potem chodzisz nieswoja, masz smutną twarz. Najgorsze, że robisz to dla mnie. Jak mam się czuć, kiedy wiem, że z mojego powodu pozwalasz różnym facetom... - nie mógł dokończyć zdania.